Trybunalska 17/25 Poznań

Rodzinne Dyktando w SP 74

Z nie lada wyzwaniem zmierzyli się pod koniec roku uczestnicy 2. edycji Dyktanda Rodzinnego w SP 74. Wzięły w nim udział rodziny uczniów naszej szkoły. Choć autorki dyktanda zadały sobie dużo trudu, aby nie należało ono do najłatwiejszych, znaleźli się tacy, dla których niestraszne były zasady ortograficzne dotyczące pisowni wyrazów m.in. takich, jak huncwot, małdrzyk, cumulonimbus, lepiężnik, chełbia, wte i wewte itd.

Tytuł Mistrza Ortografii Szkoły Podstawowej nr 74 w roku szkolnym 2022/2023 zdobyła , po raz drugi, Rodzina Państwa Przybeckich. Tytuł Wicemistrzów Ortografii trafił do Rodziny Państwa Tichoniuk.

Gratulujemy laureatom oraz wszystkim uczestnikom!

Violetta Rajewicz

 

Tekst dyktanda:

Nie można ukrywać, że Bożydar, gdy był chłystkiem, dał się poznać jako nie lada chojrak i huncwot. Półkpiąco i wpółdrwiąco na co dzień zawracał amorami głowę swej niby- przyjaciółce, pół Greczynce, pół Hiszpance, rodowitej atence i składając ręce w małdrzyk, zapewniał o swym afekcie.

Jednakże mając niespełna osiemnaście lat, zapomniawszy już o żądnej bogactw kobiecie, zważywszy że okazała się wyjątkowo nierządną istotą, wkrótce stał się obiecującym sztangistą wagi lekkociężkiej. Notabene/ nota bene na mistrzostwach Europy zajął ex aequo trzecie miejsce z zawodnikiem z Bułgarii – dotychczasowym wicemistrzem świata. Bezsprzecznie miałby szansę zostać sportowcem wszech czasów, jednak niespokojna natura sprawiła, że Bożydar wybrał się w podróż w nieznane.

Zwiedzając wzdłuż i wszerz polskie wybrzeże, zachwycał się podczas nurkowania widokiem powłócznic chlebowych, kiełży, wodożytek czy chełbi modrych. Zawitał również na Podhale, podziwiając w Dolinie Chochołowskiej wczesnowiosenne krokusy, lepiężniki czy rzadko spotykany pszonak Wahlenberga. Nie powstrzymał się przed skosztowaniem schłodzonej i świeżej żętycy w jednej z góralskich bacówek. Nieomal nie zszargał swej superopinii, gdy rzężącym rzęchem wjechał w grupę juhasów, którzy sprawowali opiekę nad kierdlami. Gniew pasterzy ujarzmił niepowstrzymanym rzewnym półszlochem, rozmiękczając ich serca, po czym czmychnął niepostrzeżenie w kierunku bliżej nieznanym.

Dwunastoipółgodzinna podróż zawiodła naszego chłopka-roztropka na Mazury. Zatrzymał się nad rzeką Ełk, będącą dopływem Biebrzy. Choć okolica, a zwłaszcza przyjaźni ełczanie zrobili na nim ogromne wrażenie, to obcowanie z naturą było mu bliższe niż wielkomiejski zgiełk i wrzawa. Ruszywszy przed siebie, nie zważając na kłębiące się nad nim cumulonimbusy, lekceważąco gwiżdżąc utwór The Doors pt. Riders On The Storm, który przetłumaczony na język polski brzmi po prostu

Jeźdźcy burzy, poruszał się niczym kot. Pierwsze grzmoty i błyskawice sprawiły, że Bożydar biegał wte i wewte, panicznie szukając schronienia. Na łapu- capu wbiegł do pierwszej lepszej szopy, której mieszkańcem okazał się być dorodny buhaj. Tak oto zupełnie niepostrzeżenie nasz bohater znalazł się w świecie hiszpańskiej korridy.

Na tej arenie obieżyświat nie okazał się superbohaterem. Jego ruchy nie przypominały tańca torreadora z czerwoną płachtą, a uniki przed szarżą byka bynajmniej nie okazały się skuteczne. Niezainteresowany tymi quasi-zawodami mężczyzna rzucił się do ucieczki, pierzchnął przez wrota stodoły i wypadłszy jak filip z konopi, wylądował nieopatrznie w rosnących dookoła niej kłujących pokrzywach, najeżonych kolcami jeżynach oraz dziko rosnących chabaziach. Ażeby cię świerzb i mór dopadły! – krzyknął i kładąc uszy po sobie, powziął decyzję o powrocie do domu.